Wczoraj o mało się nie spóźniłam do roboty na druga zmianę. Powód był banalny. Po prostu wypełnianie druczków w banku zabiera mi zawsze strasznie dużo czasu. A wczoraj było tak: wymóżdżam się w banku schylona nad blatem i czuję na lewym pośladku… męski wzrok! To norma, że się gapią, ale ten wzrok był cholernie namolny. Tak namolny, że aż mnie zapiekło. Odwracam się i co? Kolo w pilotce, z peslem odległym od mojego o lata świetlne. Nie, ja to mam szczęście. Jak by nie mógł się jak Bradopodobny albo inny Klunej trafić.
Pan poprosi, żebym mu pomogła wypełnić druczek. No to wypełniam jednocześnie sobie i jemu. Mózg mi paruje, wszystko się miesza. Zmarnowałam cztery druczki, spociłam się jak szczur, ale walczę.
– Jest pan stanu wolnego? ? sapię do dziadka.
– TAK! TAK! TAK! ? wrzeszczy głuchy dziadek jak zarzynany ? i zapraszam panią na kawę!
Wnerwił mnie.
– Panie, bo jak pieprznę tym druczkiem! To nie jest bal samotnych, tylko BANK.
– Ale pani mnie pyta o to już CZWARTY raz!!!!!!
To po dwóch godzinach i 12 zmarnowanych druczkach powlekliśmy się w końcu z dziadkiem na tę kawę. Opowiedział mi całe swoje życie i dzięki temu nie spóźniłam się do pracy
Nie spóźniłam się bo … nie poszłam.