W pewną niedzielę na mszy usłyszałem kazanie. Wygłaszane w bardzo starym stylu, starej dobrej szkoły wystąpień publicznych. Modulacja głosu, ciszej, głośniej,opieprzyć, przytulić, itp., itd. Niejeden polityk by się nie powstydził. Kazanie to pogięło mnie, wymięło mnie, wymieszało i … wynudziło. Z całego kazania pamiętam: straszną chęć wyjścia, atakującą senność, sformułowanie ‚świadkowie Jehowi i im podobni” oraz, że „książka będzie do nabycia po mszy” :-) A wszystko to dzięki panu Tadeuszowi (nazwiska nie będą wymieniał), bo jak się okazuje osoba świecka mająca odpowiednie koneksje może wygłosić coś w czasie przewidzianym na kazanie.
Kilka tygodni wcześniej wziąłem udział we mszy w miejscowości moich rodziców. Jak okazało się, tejże niedzieli parafię opanowali księża-misjonarze. Dorwali się do mikrofonu i powiedzieli więcej niż parę słów w stronę zgromadzonych uczestników. I… tu całkiem inna szkoła przemawiania. Normalnie do normalnych ludzi. Zwykłym językiem z zastosowaniem dobrych, obrazowych porównań, odniesień. Po prostu ktoś wie co mówi. O życiu, o ludziach, o codzienności. O wyborach, o tym, że nie jest łatwo i nikt nie jest doskonały.
Podaję te tak różne przykłady, bo one pokazują co mogą uczynić słowa i sposób wypowiadania. Mogą nas popchnąć do czynów różnych, kwadratowych i podłużnych ;-) Właśnie te kazanie misjonarzy przypomniały mi, że kiedyś chciałem … być księdzem.
Chciałem być księdzem, właśnie po to aby głosić świetne kazania. Kazania, które będą zapadać ludziom w pamięć. Wręcz im się wryją w korę mózgową. Wydawało mi się, że to jest istota bycia księdzem. Mówienia do ludzi a nie ludziom. Mówienia im tak, aby chcieli się zmieniać, aby chcieli chcieć. I to ja bym tak mówił! O rany jaki ja byłem pełen pychy!
Nie zostałem księdzem, bo to m.in. właśnie pycha mną kierowała. I pewnie dobrze się stało. Ale po przykładzie pana Tadeusza widzę, że jeszcze mogę mieć szansę na jakieś kazanie kazań.
One thought on “Księdzem chciałem być”
Księdzem nie zostałeś, ale kazania tak czy siak nam wygłaszasz:)