Normalnie załamka. Jest ochota, ale … Dopadło mnie jakieś cholerstwo. I to straszne. Żebym to jeszcze wiedział co to za cholerstwo to bym sobie z nim poradził. A tak to tylko znam skutki tego cholerstwa. Okropne są.
Objawia się ono tak, że jak pisałem ochota jest, ale dalej nic. W głowie całe mnóstwo pomysłów. Na to żeby coś napisać. Mam ochotę na ten przykład napisać o kryzysie światowym, ale jak tak dalej będzie to kryzys minie. Mam też ochotę coś tam popisać o Marcinkiewiczu, Kaziu, bo temat mnie bawi strasznie. Ta cała historia o kolesiu, który wyrwał się z domu i przyjął, że „na delegacji” to nie zdrada. I jeszcze ma pretensje do innych.
Wielką mam ochotę napisać o takich co to wykańczają domy, a może ludzi. Szczególnie o takim jednym co mi drzwi dostarczał (bo już mu podziękował) z 20 tygodni (normalnie udaje się to załatwić w 6-8 tygodni) i jeszcze mnie zbeształ, że to moja wina.
I jeszcze na wiele innych tematów mam ochotę się wypowiedzieć. Tylko kurna jakieś cholerstwo mnie dopadło, że normalnie nie mam … kiedy. Coś z tym muszę zrobić. Druga sprawa to po prawie roku doświadczenia z blogowaniem, to wiem, że to straszna harówa jest. I że jak się ma czas to pisać, pisać trzeba i parkować tematy, bo zawsze może przyjść takie cholerstwo jak teraz i będzie skucha.
Moich współpisaczy też chyba to cholerstwo dopadło, bo coś im aktywność też zeszła do minus zero.
Czy i Ty drogi czytelniku tego posta też masz problem z cholerestwem? A może masz jakieś sposób?