Wczoraj to był koszmar. Weszłam do pracy i czuję od progu jakąś kurde zdradę. Mija godzina w robocie, a dalej nikt jeszcze paszczy nie wydarł. Księgowy cicho, Mariola z Violetą mordy w kubeł i szef się nie czepił ani razu! Totalna ignorancja jakaś. Albo nie jest dobrze, albo mnie się tylko wydaje.
Robię rachunek sumienia. Darłam się ostatnio na kogoś? Nie darłam. Wysłałam im kartki z urlopu? Wysłałam. No Kadrowej też. I właśnie ta pipka uśmiecha się naraz ciepło jakoś w toalecie, a to już nie jest żadna fatamrugana! Skóra mnie się ze strachu zmarszczyła pod stringami w karbowaną bibułkę – mam trochę doświadczenia, a w tym kiblu zajechało mi już bezwzględnie…zieloną trawką. Tak bez dania racji?I za co?
Dymać do kadr czy czekać aż zawołają? Wybrałam jak zwykle godność osobistą. O 12.00 telefon ? wzywają. A u kadrowej na biurku panoszy się bynajmniej moja złota torebka z nalepką z kotkiem. Utracona dopiero co, w czasie akrobacji ze sztywnym ziomalem na schodach Galerii. Kadrowa podaje bilecik ?Z przeprosinami za niefortunne spotkanie – Prezes Banku Północno ? Wschodniego, Jan Dzban?. I jeszcze goździki.
To pracować pracuję, tylko jakoś tak nudno, spokojnie, dali mi nie wiedzieć po co nowy dziurkacz i segregator.