Właśnie po latach (wielu) odkryłem na nowo pewną kapelę. A było to tak. Usuwałem bałagan na służbowym biurku. Sami pewnie wiecie, że po pierwsze taki bałagan robi się sam, po drugie jego zbyt gwałtowne zastąpienie porządkiem grozić może utratą danych. Strasznie ważnych i akurat bardzo potrzebnych następnego dnia.
Wśród rzeczy, które uzurpowały sobie prawo do bycia na moim biurka była płyta CD. Miałem ją wrzucić do SNPZKNCZABW (czyli: Szuflady Na Przedmioty, Z Którymi Nie Wiem Co Zrobić A Boję Się Wyrzucić), gdy zobaczyłem na niej napis „Hudba”. Pomyślałem sobie, a co mi tam i wsadziłem do stacji CD.
Nie wiem, czy jeszcze są tacy, którzy pamiętają co za ptica, ten Frankie goes to Hollywood. A właśnie to było na tej płycie. Ich album BANG! Przerzuciłem na iphone i … nie miałem czasu na słuchanie, aż do niedzieli. W niedzielę wybrałem się z córą na spacer – o ile wożenie 5 miesięcznego brzdąca w wózku można nazwać spacerem. Mała po chwili jazdy zdrzemnęła się a ja wyciągnąłem słuchawki i … zacząłem słuchać.
Przeszukajcie niezmierzone zasoby mniej lub bardziej potrzebnych danych w internecie i wyszukajcie właśnie ich. Zróbcie najazd na empiki, merliny czy inne miejsca, gdzie można jeszcze kupić muzę, przekopcie zbiory płyt bliskich i dalekich znajomych, naprawdę warto.
A na rozgrzewkę jeden z bardziej znanych kawałów z tego albumu – Relax
Potem posłuchajcie Power of Love – ale uwaga, to nie jest piosenka na święta :-)
A na koniec (tego posta) – Welcome to the Pleasuredome
One thought on “Frankie goes to”
a ja w ramach zbliżających się ciepłych dni polecam innego wykonawcę:-) http://www.youtube.com/watch?v=ngQ1GvkgsDc