Robię zdjęcia. Czasem pstrykam. Różnie się to nazywa i różnie trzeba to nazywać. Bo raz mam lepszy dzień, patrzę na świat kadrami, aparat przystawiam do oka dopiero wtedy, gdy już mam to właściwe ujęcie, a naciśnięcie migawki to tylko formalność. Efekt: piękna fotka. I mam też te gorsze dni, gdy patrzę i nie widzę, gdy poprzez wizjer próbuję wypatrzeć „to coś” i się nie udaje. I robię 500 zdjęć i nie ma wśród nich „tego jednego”.
Słowem wstępu
Dziś o jednym z moich problemów fotograficznych. I – zapewniam – wcale przy tym nie filozoficznym.
Fotografuję widoczki – bo lubię. Landszafciki i sanszajny. Fotografuję architekturę i zabytki – bo lubię. Taki most, co to go wszyscy pstrykają, jak mi fajnie i niestandardowo wyjdzie – jest przyjemnie. Fotografuję kwiatki i trawki – też lubię. Wszyscy, co fotografują cyfrowo to kwiatki pstrykają ;), a może nawet i lubią. Co jest z tego najważniejsze – fotografuję moją rodzinę i bliskich. Obfotografowuję ich ciągle, świątek piątek, z lewa i prawa, w nocy i w dzień. Bardzo to lubię, a oni pozwalają mi :)
Ale… Niezależnie od dnia i nastroju mam ciągle ten sam kłopot z jeszcze innym tematem zdjęć. To jest kłopot z fotografowaniem Obcych. Nie, nie UFO. Tylko Obcych Ludzi, nieznajomych, tych, których pierwszy raz widzę na ulicy. Tych, którzy są tak fotogeniczni, tak znakomicie pasują do sceny, którą wypatrzyłem. Tych, bez których fotka nie będzie miała „tego czegoś”.
Foto 1: Gdy Obcy patrzą w drugą stronę – strach przy ich fotografowaniu jest jakby mniejszy…
Part 1
Jasne o czym mówię? Wyobraź sobie super scenę. Wszystko Ci pasuje. Tło. Dokładnie takie jak trzeba. Właśnie to, co chcesz pokazać. Ruch i dynamika – jeśli potrzebne to też są. I ludzie są. Tak, ludzie, i tam, i tu. Małych, niewyraźnych ludzi w sam raz, jak na tło. No i najważniejsze – On albo Ona. Nieznajomy, postać, główny aktor. Co tam aktor. FIGURA! (nie mylić z aktorką). On-obcy (albo Ona-obca) poprzez swoją obecność /wygląd/ubiór/pozę – czasem wszystko na raz – stanowi o być albo nie być tego ujęcia. Jeśli odejdzie – nie ma zdjęcia. Jeśli się odwróci – nie ma zdjęcia. Jeśli nawet tylko o kilka stopni zmieni pozycję czy odchyli głowę – ujęcie stracone. Więc wtedy szybko aparat do oka, już kadrujesz, błyskawicznie kontrolujesz, ustawiasz parametry i naciskasz migawkę!
Jest?!…
Uuu…
A nie. Otóż nie.
Ja nie naciskam migawki!
Ja wolę nie.
Bo figury to przede wszystkim są Obcy. To są niestety w moim przekonaniu ci, którzy gdy już znajdą się na moim zdjęciu, a będą tego świadomi (że tam są, że ich sfotografowano), to chwilę potem szybkim krokiem podejdą do mnie i… A może każą zdjęcie skasować. No dobra, może tylko na mnie nawrzeszczą. A tego to ja bym nie chciał…
Foto 2: Gdy Obcy łypie okiem w moją stronę, a w dodatku jest uzbrojony w broń sieczną, sytuacja staje się groźniejsza… Inni, jak widać, atakują Obcego od tyłu.
Part 2
Czytałem książkę. Wiem, niby nic szczególnego, innym też się zdarza czytać J, ale to jedna z tych książek, które od pewnego czasu podobają mi się najbardziej – książka o fotografii. John G. Morris „Zdobyć zdjęcie. Historia fotografii prasowej.” Wieloletni fotoedytor m.in. Life, Washington Post, Ladies’ Home Journal, dyrektor agencji Magnum etc. W pewnym sensie autobiografia. Tylko w pewnym sensie, przynajmniej jak dla mnie, bo to zbyt gładka historia. Żadnych krytycznych uwag co do podjętych decyzji, co do napotkanych ludzi, co do zapamiętanych sytuacji. Coś jakby sielanka. Fajne życie, nie? A ja myślę, że ot, facet nadal żyje sobie w Paryżu, więc nie chce się nikomu narazić (zanotować: autobiografii za wcześnie nie należy publikować).
Mniejsza z tym. Książka wielo, wielostronicowa (dla odważnych) i jak wspomniałem dość przeciętna co do zawartości tych stronic. Ale – uwaga – ostatni rozdział, czyli posłowie, jest najlepszy (właściwie mogłem chyba zacząć czytać od końca, albo wręcz przeczytać tylko koniec? ok, przesadzam). No więc w tym posłowiu pan Morris wreszcie zmusza się do odrobiny poważnego i krytycznego myślenia o świecie fotografii i m.in. wspomina – a jakże – o moim problemie! (skąd on o nim wie?). Pisze tak:
„We Francji, gdzie teraz mieszkam, powstał szczególny problem. Dzięki zbyt restrykcyjnej, moim zdaniem, sądowej interpretacji prawa do prywatności, fotograficy muszą dziś prosić osoby fotografowane o pozwolenie zrobienia im zdjęcia, nawet w miejscach publicznych. Oznacza to, że wspaniała francuska tradycja fotografii autentycznej, którą tworzyli na przykład Cartier-Bresson, Doisneau i inni, jest tu w tej chwili poważnie zagrożona.”
No i wszystko jasne. Można Obcego zapytać, powinno się go zapytać, musi… I co? Od razu też poprosić o możliwość eksploatacji tego zdjęcia na określonych polach (Internet, konkursy, wystawy, prasa itd.)? Słownictwo zaczerpnięte z regulaminu jakiegoś konkursu, chyba więc fachowe. Czytaj: toż to hardcore.
I o czym jeszcze z Obcym porozmawiać? O konieczności podpisania wyciągniętego właśnie z plecaka dwustronicowego formularza w języku angielskim – tak dla pewności?! Już widzę minę tego nieszczęśnika…
To się nadaje do… No, to jest kompletnie niepraktyczne.
Foto 3: Najbardziej lubię, gdy Obcy reagują stoickim spokojem, tak jak ten sprzedawca torebek. Ale popatrz, Obcy na drugim planie już zasłonił się ręką… chyba mu się nie podoba moje fotografowanie…Tamten Obcy na szczęście do mnie nie podszedł!
Pora na podsumowanie, a wnioski są takie:
- Mam problem z fotografowaniem obcych ludzi, problem nazywa się „wielki strach” i skutkuje brakiem pięknych fot pięknych Obcych w moim portfolio. Nie jest mi znana liczba innych portfolio cierpiących podobnie do mojego.
- Francuzi nie pozwalają się fotografować, co skutkuje wielkimi stratami dla sztuki fotograficznej całego świata. Sztuka zapewne cierpi także z powodu braku zdjęć innych nacji. Wielkość strat nieznana.
- John Morris wie o problemie. Ja sobie go uświadamiam. Ty też możesz sprawę przemyśleć.
I tyle. Bo nic się z tym nie da zrobić?
BonVoyage
PS. Kolejne dwa zdania z książki J. Morrisa, bezpośrednio po przytoczonym cytacie:
„Ponadto francuskie sądy skłonne są interpretować les droits d’auteur (prawa autorskie: ja) tak dosłownie, że Christo zyskał prawa do zdjęć Pont Neuf (publikowanych w prasie francuskiej), gdy opakował most w folię plastikową, czyniąc budowlę swoim dziełem sztuki!”
Ale to już temat na inną opowieść.
4 thoughts on “Problem z Obcymi”
Dla mnie klimat miejsca, który zwiedzam to właśnie ludzie. Nie umiem robić ładnych widoczków, ale jakoś tak ludzi mi się łapią w obiektyw całkiem fajnie.
Co do zgody na foto, to kiedyś w Rzymie dostałbym w czapę. Ale udało się dać nogę :-)
Chyba się odważę i wrzucę niedługo foty z Barcelony – z Obcymi :-)
Ja tam regularnie focę ludzi, np.:
http://warszawa78.blox.pl/2008/11/DUPA-dyskretny-urok-przystankow-autobusowych.html
To kwestia tylko wprawy, szybko wchodzi w krew :)
Jest pewien dosyć cwany i niedrogi sposób – polecam zaglądniecie na stronę:
http://photojojo.com/store/awesomeness/candid-photography-spy-lens
Nie rozwiązuje to moralnych i prawnych skutków ale wtedy przynajmniej nie dostaniemy w czapę jeżeli nie umiemy szybko biegać z ciężką torbą fotograficzną ; )
Chyba każdy ma coś takiego z początku. Swojego strachu nie przełamałam. Focę ludzi w ostateczności. Za bardzo mnie to stresuje i odbiera przyjemność. Lepszy już nudny landszafcik.