W Polsce od wielu lat najpopularniejszym sposobem na zabłyśnięcie w mediach jest wystąpienie w dzienniku TVP1, ubranym w niegustowny garnitur z krawatem w zielone kuleczki i z morową miną. A wszystko po to aby puścić w eter kilka jakże patetycznych słów na temat nadmiernej prędkości z jaką to poruszają się polscy piraci drogowi. I podkreśleniem, że jest ona absolutną przyczyną wszystkich wypadków, śmierci i chorób wenerycznych w południowej Afryce.
Typowym polskim odruchem jest także patetyczne parsknięcie po obejrzeniu tego typu spotu w TV i podzielenie się z najbliższym otoczeniem (czy ono tego chce czy nie) odkryciem, że człowiek występujący w szklanym ekranie to skończony debil, w Polsce mamy świetnych kierowców, a za wypadki odpowiada tragicznie zły stan dróg.
Niestety wszyscy są tak samo w błędzie (albo tak samo mają racje). Podstawowy problem jakim obarczone jest takie spojrzenie na sprawę, to branie pod uwagę jednostek w odniesieniu do statystyk z ogółu zdarzeń. W praktyce dane, które pozyskuje się ze statystyk są danymi odnoszącymi się do szarej masy kierowców, którzy jacy są koń widzi (czy jakoś tak). Statystyczny polski kierowca jeździ szybko i często łamie przepisy związane z ograniczeniem prędkości, troszkę rzadziej wyprzedza w niedozwolonych miejscach (ciągła linia), zdarza się mu wyprzedzać auto zatrzymujące się przed pasami, oraz niezwykle rzadko nie stosuje się do sygnalizacji świetlnej. Szara masa kierowców zachowuje się tak ponieważ warunki środowiska naturalnego kierowców (przepisy, jezdnie, policja) są takie, a nie inne. Szara masa kierowców jest najnormalniejszym w świecie układem dynamicznym, który adaptuje się w swój własny optymalny sposób do konkretnych zastanych warunków. Tak więc jeśli kierowcy skalkulują sobie, że jeżdżąc szybko podejmują ryzyko dostania około jednego mandatu rocznie, to żaden wymiar kary ich nie powstrzyma przed tym, bo średnio licząc opłaca się im to. Z drugiej strony, wjechanie na skrzyżowanie na czerwonym świetle, pod koła ruszających z piskiem opon innych piratów drogowych w 90% skutkuje stłuczką bądź poważnym wypadkiem – wniosek, to się zupełnie nie opłaca, lepiej odczekać te ekstra 2 minuty, bo szansa że uda się przelecieć jest znikoma.
To tylko najprostsze toki przyczynowo-skutkowe jakie działają na system dynamiczny szarej masy kierowców, wiele innych pośrednich jest bardzo ukrytych i należy wnikliwie poszukać ich źródeł aby zrozumieć skąd biorą się taki zachowania.
Ten przydługawy wstęp napisałem po to, aby dać do zrozumienia, iż w pewnym sensie społeczeństwo kierowców jest szarą masą, na który nie mamy wpływu. Zawsze znajdzie się ktoś łamiący przepisy, a ocenić stopień głupoty (jeśli łamanie przepisów drogowych przyrównamy do głupoty) mogą odpowiednie statystyki. Nie ma natomiast na to wpływu żadna pojedyncza podjęta akcja, a więc na nic nasze wściekanie się, że ten pojedynczy kierowca właśnie piszczy oponami pod naszym oknem. Statystycznie nic tutaj nie poradzimy.
Rozważmy kwestię drogi popularnie zwanej Zakopianką. Na owej drodze, jakby nie patrzyć w standardach polskich – drodze szybkiego ruchu, dwupasmowej, z pasem zieleni (!) – postawiono kilka przejść dla pieszych, wszystkie opatrzono stosownym nakazem 50km/h i wszystkie umieszczono w miejscach niewidocznych, a wiec bezpośrednio za zakrętem lub wzniesieniem.
Są to oczywiście ulubione miejsca policji, które poszukują sponsorów polskiego budżetu, ponieważ jak nie trudno sobie wyobrazić, kierowcy rozpędzonemu na dwupasmowej drodze szybkiego ruchu z pasem zieleni, pomysł nagłego wyhamowywania do 50km/h nie przypadnie do gustu.
Maniacy przestrzegania przepisów lamentują nad debilizmem tych, którzy poruszają się z tak dużą prędkością w pobliżu przejść dla pieszych, a ja lamentuje nad debilizmem tych lamentujących. Sprawa jest bardzo prosta, jeśli przypomnimy sobie fakt o którym pisałem we wstępie – społeczność kierowców to szara masa? ani zła, ani dobra, po prostu szara. Nie mamy na nią bezpośredniego wpływu – nikt z nas nie stanie i nie zatrzyma ich ?gołymi rękami?. Jeśli daliście im drogę szybkiego ruchu, to należy się spodziewać, że szara masa zaadoptuje się szybko do nowego środowiska naturalnego i będzie jeździć po niej szybko. Jeśli wiecie, że z różnych powodów kierowcy w Polsce przekraczają limity prędkości (statystyki), oczywiste jest to, że mało kto zwolni na tych przejściach. Rezultatem tego wszystkiego jest fakt, że urzędnik który podpisał zgodę na budowę tych przejść dla pieszych, jest bezpośrednio odpowiedzialny za śmierć lub uszkodzenia ciała wszystkich ludzi na tych przejściach. Dlaczego? To niesłuszne – powiecie – przecież zabijają piraci drogowi.
A czy wkładacie swojego kota do piekarnika, mimo że zakazaliście swoim psotliwym dzieciom włączać temperaturę? Nie. Czy podpisujecie umowy cywilno-prawne na wykonanie jakiś usług mimo, że zakazane jest oszukiwać innych? Tak. Normalny człowiek ma mnóstwo momentów w życiu, gdy zgodnie z zasadą ograniczonego zaufania, dopuszcza wiedzę praktyczną mówiących o realnych- a nie teoretycznych – warunkach i stara się przed nimi zabezpieczyć. Natomiast urzędnicy aprobujący pasy na zakopiance, w bezmyślny sposób wsadzili kota do piekarnika i pozwolili milionom dzieci przekręcać do woli pokrętło z temperaturą. Oczywiście mówiąc, że jak ktoś zostanie przyłapany na kręceniu pokrętłem dostanie 300zł mandatu i 8 punktów karnych (sic!). Uwierzcie mi, dzieci uwielbiają kręcić pokrętłami, często nie rozumiejąc, że gotują kota żywcem.
I tak doszliśmy do sedna sprawy. Tych przejść dla pieszych powinno po prostu tam nie być. Wtedy nie było by tych wypadków. Zaraz, zaraz – wykrzyknie jakiś obrońca pokrzywdzonych. A jak ci biedni ludzie mają przedostawać się na drugą strone globu? Bardzo prosto. Albo urzędnik zaleci wybudowanie im kładki lub przejścia podziemnego, narażając się na dezaprobatę przełożonego, który uzna taki plan za zbytecznie drogi albo zrobi skrzyżowanie ze światłami, mając na uwadze to, że statystyki mówią, iż polscy kierowcy respektują światła na skrzyżowaniu. Tylko wtedy zamienią śliczną dwupasmową drogę szybkiego ruchu, w miejskie skakanie od świateł do świateł i cały pomysł spali na panewce.
Co więc najprościej zrobić po najmniejszej linii oporu? Zabijać niewinnych pieszych, szarą bezmyślną masą kierowców (kozioł ofiarny), na zwykłym przejściu dla pieszych na drodze szybkiego ruchu z ograniczeniem prędkości, którego nikt nie przestrzega. To takie nasze typowo polskie myślenie.
Pozdrawiam! Szybkich kierowców, wściekłych policjantów i bezmyślnych urzędników :-)