Swego czasu moja żona zaczynała naukę jazdy na snowboardzie. I jak każdy początkujący deskarz unikała orczyka. Ale tak się złożyło, że pewnego razu nie dało się go uniknąć.
Mój znajomy przystanął przy niej i zaczął ją namawiać, aby jednak się przełamała. Tłumaczył, jak złapać orczyk, jak wystartować. Pierwsza próba zakończyła się dosyć szybko. Z przewidywalnym efektem – spadała z orczyka. Ale spróbowała wg jego wskazówek kolejny raz i … poszło. Od tamtej pory nadal nie przepada za orczykiem, ale jak mus to mus i nie ma problemu.
Dwa dni później obaj poszliśmy na „dechę”. Ja w ramach transformowania się na jednoślad, on twierdził, że chce się doskonalić. Tak jakoś wyszło, że przez znaczną część dnia jeździliśmy po trasach, gdzie „krzesła” były. Ja coraz bardziej wkręcony, on coraz bardziej zniechęcony. Przed nami ostatni zjazd i potem jeden wyciąg, aby podjechać pod knajpę. Orczykiem. Stoimy w kolejce, gdy nagle słyszę: „Ty, a jak się wjeżdża na desce?”. Myślałem, że się przesłyszałem. Patrzę na niego z lekka zdziwiony i pytam: „Ale, że co?”. Pada odpowiedź: „No, jak się ustawić i ten orczyk złapać aby wjechać”. Myślałem, że padnę ze … śmiechu. Mówię do niego: „Przecież Ty wczoraj uczyłeś Iwonę, jak wjeżdżać”. Na co on mówi: „A, to co innego. Tam byłem trenerem, musiałem ją przekonać aby spróbowała”
Dookoła nas trenerów różnych co nie miara. Tych, którzy nas mówić nauczą publicznie, story tellingować godzinami, sprzedawać bez sprzedawania, mistrzem „soszial mediów” uczynią.
Ale czy oni sami potrafią tak na super to czego nauczyć chcą? Jak mogę pewność mieć, że po ich kursach stanę tym lepszym sobą i świat cały do mych stóp padnie? Skąd wiem, że zrobią to dobrze za moje pieniądze? Po owocach ich poznacie można powiedzieć.
A może faktycznie sami nie muszą być mistrzami w tym czego uczą. Może muszą być mistrzami uczenia. Bo uczenie kogoś, pomagania pokonać mu jego słabości, wykorzystywać mocne strony, to bardzo trudne jest. To coś więcej niż pochwalenie się swoją wiedzą przez parę godzin.
I … tyle. Wnioski, decyzje pozostawiam Tobie. Bo być może ktoś nie musi być mistrzem świata w bieganiu, aby mnie nauczyć dobrze biegać. Ale jednak ja bym chciał, aby ten mój trener wiedział na swoim przykładzie czym jest bieg i wszytko co potrzebne do tego biegu, aby ode mnie wymagać tego co trzeba.
Ważne abyś z trenerem miał kontrakt, w który ustalisz na podstawie czego ocenicie, że szkolenie przyniosło efekt. A idealnie by już by było, jeśli ustalone będzie, że pewna część należności zostanie wypłacona po … protokole odbioru lub będzie to bonus.
Ale to przede wszystkim ty musisz być zobowiązany do pracy, bo inaczej to szkolenie to będzie … chwilowa przerwa w pracy. A jeśli zamawiasz trenera dla swoich ludzi, to … też musisz z nimi pracować. Bo na co dzień, to ty musisz ich prowadzić. I wtedy też będziesz wiedzieć, czego wymagasz i wybierzesz trenera, a nie „trenera”.
A dobry trener jest tak dobry, jak … jego najsłabszy podopieczny.