Kiedyś zadano mi pytanie „Czym jest dla mnie bank?”. Wydawało mi się dosyć łatwym udzielić odpowiedzi na to pytanie jeszcze kilka lat. Wtedy bank był dla mnie czymś nierealnym a do tego uciążliwym. Czymś z czego musiałem skorzystać, bo inaczej nie zobaczyłbym swojego pierwszego wynagrodzenia. Kiedy rozpoczynałem karierę zawodową to okazało się, że mój pracodawca wymaga abym posiadał rachunek bankowy, bo inaczej nie będzie mi mógł wypłacić pensji. A był to rok 1995, dokładnie druga połowa tego roku. Z lekka wystraszony udałem się na poszukiwanie tejże instytucji. Nawet daleko nie musiałem szukać. Wszedłem na wrocławski rynek i zobaczyłem budynek z napisem bank. Od budynku biła powaga i dostojeństwo, a nawet pewna niedostępność. I okazało się, że ta niedostępność jest bardzo, bardzo realna. Na moje wyrażone z wielkim szacunkiem w głosie zapytanie czy mogę mieć konto w tymże banku, usłyszałem sakramentalne tak, ale …
Okazało się, że aby założyć konto osobiste musiałem dostarczyć dowód osobisty, książeczkę wojskową i zaświadczenie, że pracuję co najmniej 3 miesiące. Jak mogłem dostarczyć takie zaświadczenie, że pracuję 3 miesiące, skoro pracowałem dopiero 3 … dni. Pełen szacunku dla banku (sic!) wyszedłem nisko się trzymając podłogi, aby … nie upaść. Nie upaść, bo właśnie dopadła mnie panika, że jest duża szansa, że szybko nie zobaczę pieniędzy, na które zamierzam ciężko zapracować. Wracałem z poczuciem klęski, gdy po drodze natknąłem się na bank. Inny niż ten pierwszy. Zaszedłem do niego i znowu z pokorą, i nadzieją w głosie zapytałem, czy mogę. I usłyszałem, że mogę. Trzeba tylko przynieść dokumenty tożsamości i zaświadczenie, że pracuję a pracodawca będzie wypłacał moje wynagrodzenie na konto. Aż mi się słabo zrobiło! Znaczy się można jednak.
Pełen radości wróciłem do firmy. Wywalczyłem zaświadczenie o tym, że z wielką przyjemnością firma mnie zatrudnia i wróciłem do banku. Tam po jakieś godzinie wypełniania różnych dokumentów stało się. A właściwie ja się stałem posiadaczem konta osobistego w PKO BP.
Były to dawne czasy, gdy jeszcze banki w Polsce nie miały centralnych systemów. Dopiero zaczynały o nich myśleć. Tak więc moje doświadczenia z korzystania z bankowości w tamtym okresie są koszmarne. Brak zgodności pomiędzy otrzymanym do domu wyciągiem, nie rzadko z upomnieniem o przekroczeniu limitu debetu a rzeczywistym stanem konta, gdy udawałem się z prośbą o wyjaśnienie, to była normalność. Konieczność udawania się z czekiem po wypłatę pieniędzy. Pamiętanie, że czeki się lubią skończyć w najmniej spodziewanym momencie. Aczkolwiek mam w pamięci, że udało mi się ze 3 razy zapłacić w sklepie czekiem. Ach co to było za wydarzenie, dla mnie i dla obsługi w sklepie.
Gdy pewnego dnia kolega powiedział mi, że właśnie założył konto w jednym banku, gdzie przez telefon może sprawdzić stan konta i co ważne zgadza mu się, to aż mi w sercu drgnęło. Poszedłem zapytać jak mogę stać się ich klientem i co potrzebuję z mojego poprzedniego banku. Okazało się, że potrzebuję niewiele. Poza paroma metrami papieru z historią mojego konta za ostatnie 6 miesięcy. No i jeszcze dokumentami tożsamości. I spędzeniem trochę czasu w kolejce. I już. W ten sposób trafiłem do PEKAO SA.
Spędziłem z tym bankiem trochę czasu, bo oferta była dla mnie dobra (zresztą za bardzo nie było w czym wybierać) a możliwość korzystania z pierwszej zajawki bankowości elektronicznej, czyli automatycznego telefonicznego serwisu bankowego wprost bezcenne. Mogłem sprawdzić stan konta, zrealizować kilka przelewów na zdefiniowane uprzednio rachunki odbiorców. Do tego karta debetowa Maestro, nawet trochę bankomatów, atrakcyjne limity pożyczki odnawialnej w koncie.
Gdy pewnego roku, a dokładnie 2000, stało się już pewne, że bankowość elektroniczna wkracza do Internetu na poważnie i głośno było o Inteligo, mBanku, to skusiłem się od razu. Zacząłem od Inteligo. Do dzisiaj jestem pod wrażeniem procesu, który na tamte lata, wg mnie, był rewelacyjny, a i dzisiaj można go stawiać za dobry przykład. Wniosek na stronach www, kontakt telefoniczny ze strony banku w celu zweryfikowania mnie i moich chęci do założenia konta. Następnie dostarczenie kurierem umowy do podpisania wraz z dokumentami. I … tylko dostęp do Internetu oferowany przez operatorów telekomunikacyjnych był wtedy taki, że aż szkoda to wspominać. Pewnie niektórzy do dzisiaj pamiętają dźwięki wydawane przez modem (takie urządzenie potrzebne aby można było korzystać z Internetu). I chyba nie żałują, że już ich nie słyszą.
Po jakimś czasie założyłem konto w mBanku, tak by mieć porównanie. Chwilę potem skusiłem się na założenie konta w LUKAS Banku, bo przekonał mnie token. A o bezpieczeństwie korzystania z bankowości internetowej zaczęło się wtedy mówić. Przez cały czas główne konto miałem w PEKAO SA. Tam też zaczęła się bankowość elektroniczna na poważnie. Coraz lepszy dostęp przez Internet. Pamiętam nawet usługi realizowane SMS, gdy tylko telefonia komórka zaczęła na dobre istnieć w naszym życiu. Korzystanie z tego było wyzwaniem (wpisywanie tych wszystkich cyfr, komend), ale wtedy chodziło o to, że można, a nie o to czy jest dobrze. Przyznam, że te internetowe banki traktowałem jako tzw. bieżącą obsługę płatności., bo mogłem tam sobie definiować dowolnych odbiorców w sposób łatwy i przyjemny.
W międzyczasie tzw. konto główne zdążyłem zmienić po raz kolejny. I tu zauważyłem radykalną zmianę ze strony banków. Teraz to bank pyta się mnie czy chcę konto. I daje mi do wyboru. Nie wymaga też wypełniania przez mnie stosów dokumentów. A jak tak dalej pójdzie, to może już w dniu urodzin, oprócz danych personalnych będziemy mieli przyznawane również konto w banku. Skoro Turcja chce nadawać adres e-mail.
One thought on “Do banku nie chodzę, bo jest mi nie po drodze”
Ja ciągle nie ufam bankowości w telefonie. Już nie raz słyszałem jak ktoś się zalogował na kogoś konto przez telefon