Swego czasu spędzałem ze znajomymi wakacje we Włoszech (nie pierwsze i pewnie nie ostatnie w tym kraju). Byliśmy w Lido degli Estensi sympatycznej miejscowości niedaleko Rawenny. Ale nie o tym ta historia. To jest historia o … włoskich policjantach.
Teraz muszę zrobić małe wprowadzenie. Gdy już wybraliśmy miejsce i czas na wakacyjny wyjazd, to okazało się, że kolega musi w tym czasie wrócić do Polski. Tak więc zawiózł dzielnie swoją rodzinę na miejsce a następnego dnia jechaliśmy do Boloni na lotnisko, żeby mógł wrócić do Polski.
Był sobotni ranek, pusta droga, dobrej jakości w tej Itali a samochód kolegi jeszcze nie testowany na duże prędkości. Tak więc sunęliśmy sobie lekko nad ziemią, słuchając jakieś dobrej muzyki, prowadząc ważne dialogi o życiu. Na lotnisku pożegnałem się z kolegą (bez całusów ) i rozpocząłem powrót do żon (bo teraz miałem w opiece dwie) i dzieci (tych też przybyło).
Naładowany pozytywną energią nabytą podczas porannej jazdy rozpocząłem akcję „powrót”.
Z początku auto sunęło tak jak wcześniej, ale w pewnym momencie z lekka zwolniłem. Przyznam, że nawet nie wiem dlaczego. I tak już sobie jechałem, gdy nagle zauważałem, że ktoś przypominający policjanta za pomoc stosownego „lizaka” zachęca mnie do zatrzymania się. Jak się okazało, było to włoska „promocja suszarek” ;-(
Oczywiście pierwsze co zrobiłem, to przybrałem „niewinny” wyraz twarzy. Jednak niewiele to pomogło, bo pan policjant rzekł uprzejmie, że przekroczyłem prędkość już po raz drugi! Jak się okazało, gdy my z kolegą tak pięknie sunęliśmy, to oni właśnie rozkładali „stoisko promocyjne” i dlatego nie zaprosili nas. A teraz po prostu sam się wprosiłem.
No cóż, rozpocząłem negocjacje z naciskiem, że jestem tu na wakacjach, że to piękny kraj, życzliwi ludzi i szkoda, żeby mi się ten obraz popsuł. Zyskałem tylko tyle, że dostałem mandat (zresztą mój pierwszy za granicą) z … rabatem za przyznanie się do winy.
Czekając na wypisanie tzw. międzynarodowego mandatu zacząłem sobie oglądać zatrzymujących mnie policjantów. I wiecie co? To fajne chłopaki były . Wypucowane wysokie buty, przystrzyżone wąsy i brody, elegancko obcięte włosy, nawet zakolorowane! No normalnie oko się wiesza. Zatrzymywane kobiety musiały być w zachwycie!
W pewnym momencie zaciekawiłem się ich „suszarką”. Okazało się, że jest wyposażona w celownik optyczny i … drukarkę. I właśnie ta drukarka była przeszkodą w uzyskaniu oferty „mandant za zero” -jak się okazuje na koniec dnia rozliczają się ze wszystkich mandatów porównując ich ilość ze wskazaniem zapisów radaru.
No cóż zabolało, bo trochę kasy zmieniło niespodziewanie właściciela, ale do Włoch … pojechałem jeszcze nie raz.
2 thoughts on “Do Włoch po mandat”
No ja to chyba skądś znam. Zapomniałeś dodać, że kolega po powrocie nie omieszkał się z tobą za mandat rozliczyć w postaci kolacji w zajefajnym miejscu …
Zdecydowanie potwierdzam. Koszty „przyjemności obcowania” z włoską policją zostały podzielone. A knajpka faktycznie była oki :-)